sobota, 31 marca 2012

Gdybyś był/była mną


To wiedziałbyś/łaśbyś że piosenka poniżej doskonale opisuje moje życie

WsTrZąs

Wczorajsza psychoterapia była dla mnie wstrząsem. Była pierwszą psychoterapią po której nie czułem się dobrze, a wręcz przeciwnie chciało mi się płakać. Dotarliśmy do tego, że nie potrafię mówić o swoich emocjach, tego że nie umiałem powiedzieć iż poprzednie nasze spotkanie nie podobało mi się bo pielęgniarka ciągle przerywała moje jedyne 30 minut które chciałbym mieć tylko dla siebie. Zamiast powiedzieć wprost o co mi chodzi wymyśliłem tematy jakimi możemy się zająć na kolejnych spotkaniach, spisałem je na kartce i dałem psychoterapeutce. Chciałem przejąć kontrole choć w tej dziedzinie mojego życia. Tym oto sposobem pielęgnowałem w sobie złość, agresje i żal i jest tak z każdą moją relacją którą zawieram. Nie chce mówić bo boje się że to zepsuje relacje a sam takim sposobem je psuje. To takie trudne...

Podoba mi się chodzenie na psychoterapię bo kocham poznawać mechanizmy i procesy psychoterapeutyczne ale nie interesuje mnie sama terapia, dokonywanie zmian. Będziemy się tak kręcić w kółko jeśli nie przestanę udawać, żyć złudzeniami szczęścia.

Ciągle trapi mnie dlaczego nie wiele pamiętam z wczorajszej sesji która trwała aż 55 minut. Taki wiecie wybryk pani psychoterapeutki prezent od króliczka wielkanocnego w zestawie z kartą na której są uczucia. Nie wiedziałem że istnieje tak wiele uczuć...

To by było na tyle i tak nikt mnie nie czyta

piątek, 30 marca 2012

Wprowadzenie w mój świat

Ludzie gdy wyznaje im, że choruje na depresje nie wierzą mi. Jeśli przeminie czas zdziwienia, zaczyna czas pytań.
Jak się objawia?
Kiedy skończę się leczyć?
Jak to jest chodzić do psychiatry?
Jak wygląda sesja psychoterapeutyczna?
Jak działają na mnie leki ? I jak to w ogóle brać psychotropy, antydepresanty i w ogóle ten cały fascynujący świat leków psychostymulujących.

Moje życie wygląda całkiem zwyczajnie, chodzę do szkoły, mam swoje marzenia, czasami ustalam cele. Czasem nastaje czas czegoś z goła odmiennego. Przestaje chodzić do szkoły, przestaje marzyć i zawalam cele. Choć jestem tego świadom to nie potrafię działać i myśleć inaczej. Jakby żyły we mnie dwie niezależnie działające osoby. To jak dzień i noc. Czasem jest słonecznie i wesoło, a potem następuje czas ciemności, zimna i wichur. Być może to działanie leków, organizm bardzo pomału przystosowuje się do tej obcej substancji goszczącej w moim organizmie.

Dużo zależy od mojego otoczenia, gdy mam zły czas chce rozmawiać, mówić jak jest mi źle a oni mnie pocieszają. Nie zawsze tak było. Do października 2011 roku byłem samotnikiem, dążącą do doskonałości niezależną jednostką. Osoba dążąca do doskonałości nie potrzebuje nikogo, tego dowiedziałem się na psychoterapii. Było mi z tym dobrze, lubiłem być sam. Nie widziałem w tym nic nadzwyczajnego że nie mam kolegów i koleżanek, przyjaciół. To było poza mną nie potrzebowałem takich pozycji w moim życiu. Jednak coś się zmieniło. Zasmakowałem imprez na które nigdy nie chodziłem, faktu że ludzie się mną interesują, robię dobre pierwsze wrażenie czym zjednuje do siebie ludzi. Przeszkadza mi samotność. Czas postu jest dla mnie bardzo trudny. Nie imprezuje nie spotykam się z ludźmi. Nawet z przyjacielem się popsuło ale to materiał na inną historię. Dzięki niemu poznałem i poznawać będę nadal wielu ludzi. Wielu poznam tak po prostu, samodzielnie. Ale to właśnie jakość i ilość moich znajomych daje mi wsparcie i siłę do dalszej walki. Oni mnie otrzeźwiają

Fantazjowanie o własnej śmierci które zdążyło mi się w czasie przerwy zimowej, miało na celu jedynie zwrócenie na siebie uwagi. Chce być dla kogoś istotny, chce żeby ktoś liczył się z moją osobą i moim zdaniem.

Żyje w ciasnym tworze który od wewnątrz nabity jest ostrymi przedmiotami, choć rani i jest mi w nim źle (w wyniku czego mam depresje) to boje się wyjść poza granice bezpieczeństwa, obszar depresyjny i szeroko mi znany.

Czym jest dla mnie psychoterapia?
Gdy wchodzę do gabinetu staje się małym chłopcem, a psychoterapeutka jest moim dobrym duchem. Pokazuje mi rzeczy których wcześniej nie zauważałem, moje zachowania które są ze mną od kiedy pamiętam i nie zauważam ich. One są jak zapach w pokoju, na początku się je czuje potem już przestają być wyczuwalne. Gdy zaczynają być silniejsze albo po prostu wspomnę o nich, psychoterapeutka mówi "Spójrz robisz tak i tak, Uważasz to i tamo. Mówisz coś tam. Nie uważasz że to dziwne, irracjonalne, takie którego nie potrafisz logicznie wytłumaczyć?"

Bardzo ciekawą dysfunkcją którą posiadam jest brak wiary w to że ktoś mnie lubi tak po prostu i silne przekonanie, że niema podstaw do sympatii do mojej osoby, a wręcz przeciwnie jestem złym raniącym ludzi człowiekiem. Moi nowi przyjaciele, pierwsi i dziewiczy napisali że
jestem dobrym człowiekiem
otwartym na innych
nie przechodzącym obok cierpienia innych
bezinteresownym
szczerym
pomocnym
godnym zaufania
słownym
można na mnie polegać
sympatycznym
koleżeńskim
uczynnym

Cechami na minus
brak pewności siebie
niewiara we własne siły i możliwości
doszukiwanie się i szukanie dziury w całym
wyolbrzymianie sytuacji i wymyślanie takich których nie ma

Czy wierze w to co powyżej ? Jasne w cechy na minus! To co piszą na plus jest dla mnie jakimś kosmicznym nie porozumieniem.

Na ostatniej sesji wybuchłem jak wulkan, zaczęła się ze mnie wylewać lawa żalu. Tego że właśnie żyje w tym ciasnym tworze który rani ale boje się z niego uwolnić. Boje się zmian jednocześnie chcąc je wprowadzać bo nie rozwijać się to się cofać. A ja postanowiłem posuwać się do przodu, robić postępy i stopniowo uwalniać się od tej strasznej choroby. Ale nie potrafię ...

Jak się objawiam oprócz tego co opisałem wyżej pojawiły się objawy somatyczne, bóle brzucha, biegunki, drżenia wszystko to uniemożliwiało mi normalną egzystencje. Początkowo żyłem na lekach na biegunkę i Persen-ie ale na dłuższą metę to i tak nie pomagało. Najciekawsze jest to co robiłem by zapobiegać tym objawom. Działałem bardzo przemyślanie, wytworzyły się swoiste rytuały podczas dnia tak aby jak najbardziej zniwelować objawy choroby. Nie wychodziłem z domu gdy wcześniej nie byłem przynajmniej 2 razy w toalecie, wieczorami jadłem substancje regulujące wypróżnianie (Ispagul najczęściej), działałem tak żeby jak najbardziej naprostować problem. Było to męczące ale działało do czasu. Sam jakoś wiedziałem gdzie mam się zgłosić.

Zacząłem brać Depralin i Pramolan. Początki były trudne, skutki uboczne były odczuwalne i to dotkliwie. Początkowo się jeszcze bardziej pogorszyło, nie było to miłe i komfortowe jednak wytrzymałem. Trafiłem jednak na złego psychiatrę. Na początku mówił że mnie poobserwuje i dokonamy wyboru terapeuty potem jednak powiedział że mogę iść do kogo chce, bo wszyscy są dobrzy w tej przechodni. Zapisał mi leki na pół roku z góry i tyle się widzieliśmy. Zmieniłem lekarza na panią psychiatrę. Zmieniła mi leki zaleciła psychoterapię i tak żyję dotąd. Z triumfami i upadkami

To kiedy przestanę się leczyć, zależy od postępów i tempa zmian które na razie są oporne i trudne ale dam radę.

Psychiatra to lekarz jak każdy inny. Z tą jednak różnicą że wizyty trwają nawet do godziny i cały czas rozmawiamy o tym co się dzieje, co uważam, jak czuje. Pani doktor nie ma stetoskopu i ubrana jest całkiem normalnie, brak białego fartucha jest komfortowy. Czujesz się jak na herbatce u przyjaciółki bez herbatki. Błędem jest przekonanie że psychiatra na siłę chce wmówić nam chorobę, rozmawiam z nami tak długo i zadaje tyle pytań aby nie zauważalnie przez nas dowiedzieć się rzeczy istotnych dla niego i postawienia trafnej diagnozy. Lekarze nie mają ciśnienia na dawanie leków czasem proponują samą psychoterapię albo inne zajęcia grupowe. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ja na taki wyjątek trafiłem pierwszym razem, całe szczęście w porę się zorientowałem że leczenie u niego to droga bez wyjścia.

Sesja psychoterapeutyczna trwa 30 minut jeśli chodzi o tą świadczoną przez NFZ. Istotne jest to że musimy być pewni iż chcemy się leczyć. Psychoterapia nie jest taka łatwa jak się zdaje. Zgodnie ze stanem faktycznym to my sami przeprowadzamy naszą psychoterapię a psychoterapeuta jest tylko stymulatorem i drogowskazem wskazuje nam jakieś istotne rzeczy, sprawy i kwestie do rozwiązania. Kocham tam chodzić! To bardzo owocny czas bo dowiaduje się nowych prawd o sobie, takie wejście we własne wnętrze i przyglądanie się mu, analizowanie jest fascynujące.

Leki które biorę mają mnie aktywizować w dzień i usypiać w nocy. Dziwne prawda? Biorę rano jeden rodzaj a wieczorem przed snem kolejny. Ich działanie jest oparte na długotrwałym i systematycznym zażywaniu zgodnie ze wskazaniami lekarza. Efekt terapeutyczny czasem jest widoczny od razu jeśli chodzi o środki nasenne lub w ciągu 4-6 tygodni jeśli chodzi o antydepresanty, neuroleptyki itp.

czwartek, 29 marca 2012

Początek

Wszystko podobno ma swój początek i koniec. Tak też zapewne będzie z tym tworem. Nie wiem na ile będę miał sił by pisać ale to dobrze mi zrobi. Próba uzewnętrznienia i nazwania emocji towarzyszących memu jakże ciekawemu w swej nudzie życiu będzie co najmniej interesujące.

Kim jestem?
Chłopakiem po dwudziestce jak miliony innych. Z tą jednak różnicą że mam życiowy stygmat. Prawie rok temu rozpoznano u mnie depresje. Coś co podobno jest wymyślone z nudów przez nowoczesnych, nie radzących sobie z dzisiejszymi realiami hipochondryków. Różnica jest jednak bardzo ogromna. Nie wmówiłem sobie tej choroby. Ona pomału wkraczała w moje życie, nie zauważona, zamaskowana, bezbolesna. Gdy zadomowiła się na dobre zaczęła dawać objawy które zaczęły przeszkadzać, izolować, alienować.

Blog ma za zadanie być elektroniczną formą mojego pamiętnika który założyłem w trakcie psychoterapii. Jego zawartość będzie nieco różniła się od papierowej wersji bo będzie okrojona z faktów, imion, nazwisk i sytuacji mogących wskazać osobę piszącą i jej otoczenie. Ma być zarysem i odwzorowaniem życia osoby chorej, cierpiącej na coś co niby jest psychiczne ale daje objawy somatyczne, namacalne  i da się to zauważyć po przeanalizowaniu wpisów. Jedni  mówią na to użalanie się nad sobą ale ja nie potrafię inaczej, uważam takie przekonania za normalne i standardowe jak najbardziej prawidłowe na bieżący stan ducha, nie trwa ono wiecznie, mam chwilowe momenty takich własnie uczuć. Poczucia beznadziejności

Najlepszy jest w tym fakt że nie widać po mnie choroby, nikt z moich bliskich znajomych a mam ich od niedawna nie wiedziałby że choruje gdybym nie powiedział. Kryje się pod maską człowieka szczęśliwego, ambitnego, cieszącego się z życia i z niego korzystającego. Użalam się gdy zamykają się drzwi mojego domu, gdy jestem sam. Sam bo chce i jednocześnie nie chce. Boje się ludzi i nienawidzę ich jednocześnie chcąc być blisko. Chce mieć mnóstwo znajomych. Całkiem niedawno znalazłem przyjaciela i z nim też wiążą się historie mojej choroby. Momenty zwątpienia w przyjaźń a nawet zaprzepaszczenia jej przez moje zachowanie i tzw. odpierdalanie

To co mówię i wyrażam swoimi myślami jest jak najbardziej autentyczne i może się zmieniać od skrajnej euforii do załamania. Są okresy lepsze, gorsze i normalne.

Biorę leki i uczęszczam na psychoterapię. Jestem dobrej myśli choć zdarzają się chwile zwątpienia. Choć trwa to dopiero niecały rok ja już mam dość. Chce już być zdrowy, normalny nieskazany na leki.

Wkrótce napisze coś więcej, obecnie jakoś nie mam pomysłu co mam napisać.

Jutro psychoterapia. Jedno co się nasuwa to fakt że NFZ daje mi 30 minut, co jest za krótkim czasem na to by skończyć choć jedną kwestię o której się rozmawiamy.